wtorek, 15 stycznia 2013

Bożydar - znaczy dar od Boga


Co powiecie na odrobinę historii polskiego filmu? Kiedy w dzieciństwie ktoś mi zaczynał opowiadać o czasach przedwojennych, przed moimi oczami stawał obraz smutnych, znudzonych ludzi, siedzących przy świeczkach, a w najlepszym wypadku – przy lampie naftowej. Później odkrywałam kolejne fakty, które przeczyły tej teorii. Okazało się, że nie dość, że znali elektryczność, to jeszcze słuchali radia i chodzili do kina!! W dodatku, podobnie jak ja w latach osiemdziesiątych niecierpliwie czekałam na gazetę z plakatem Limahla, tak w latach trzydziestych, nastolatki wypatrywały fotografii czołowego amanta polskiego kina, Aleksandra Żabczyńskiego. A ten amant to nie była jakaś nudna postać. Otóż Darek (tak tak nie Olek, a Darek - zdrobnienie od imienia Bożydar) miał bardzo ciekawy życiorys. Urodził się dokładnie na przełomie wieków – w roku 1900 jako syn rosyjskiego oficera (później generała w wojsku polskim). Najpierw ukończył Szkołę Podchorążych w Poznaniu, później rozpoczął studia prawnicze w Warszawie. Jego przeznaczeniem było jednak aktorstwo. Po latach wspominał, że na początku uważał aktorów za ludzi z innej planety (dzisiaj powiedziałby - kosmitów) i nie wiedział co mówić kiedy po raz pierwszy znalazł się w ich środowisku. Szybko mu jednak to onieśmielenie musiało przejść ponieważ już w 1926 roku zadebiutował w filmie („Czerwony błazen”).
Mam nadzieję, że ktoś oprócz mnie pamięta Żabczyńskiego z komedii, z których pochodzą ponadczasowe przeboje muzyczne. Właściwie nie było filmu, któremu nie towarzyszyłaby piosenka – późniejszy szlagier (tak wtedy nazywano hit). Scenariusze filmów niejednokrotnie były pisane specjalnie dla Żabczyńskiego. Najbardziej znane tytuły z jego udziałem to: "Manewry miłosne", "Ada, to nie wypada", "Jadzia", "Pani minister tańczy", "Zapomniana melodia", "Sportowiec mimo woli". 
Miłą odmianą było udzielenie głosu królewiczowi w disneyowskiej „Królewnie Śnieżce” z 1937 roku (kto by się spodziewał, że polski dubbing już wtedy był na wysokim poziomie?):

Po wybuchu II Wojny Światowej, Żabczyński, jako oficer Wojska Polskiego wziął udział w kampanii wrześniowej. Po internowaniu na Węgrzech był jednym z organizatorów ucieczki z obozu, po czym dotarł do Francji i wstąpił do polskiej armii. Warto wspomnieć, że został ranny w bitwie pod Monte Cassino, po czym odznaczono go Krzyżem Walecznych. W 1947 roku został zdemobilizowany i wrócił z Wielkiej Brytanii do kraju. Nie wiadomo czy nie chciał już grać w filmach, czy też nie było dla niego propozycji. Trudno zresztą wyobrazić sobie człowieka, o którym mówiono, że wygląda jakby urodził się w garniturze, podającego cegły w drelichach i berecie. Wszak wcześniej wcielał się wyłącznie w role bogatych szlachciców lub przemysłowców, a  o jego kulturze i grzeczności krążyły przed wojną anegdoty. Po wojnie grywał już tylko w warszawskich teatrach i występował w Polskim Radiu
Jego serce nie wytrzymało i przestało bić w 1958 roku. Został pochowany na na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Co jeszcze można dodać? Może tylko mały fragment „Zapomnianej melodii”?:


W tekście wykorzystałam informacje pochodzące z książki pana Stanisława Janickiego "W starym polskim kinie" z 1985 roku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz