sobota, 30 marca 2013

Kolejne święta i życzenia dla wszystkich



W którymś z poprzednich postów wspominałam coś o tradycjach bożonarodzeniowych w moim domu. Wprawdzie aura nas nieco zmyliła i przez moment zastanawiałam się czy przypadkiem nie należy ubrać choinki (ukłony w stronę odkrywców globalnego ocieplenia na  planecie Ziemia), ale myślę, że jednak nastał czas na tradycje wielkanocne. Jedną z nich jest robienie baranków z masła. Zwyczaj ten w moim domu nie jest zbyt stary. To znaczy baranki robiło się od zawsze, ale z pomocą drewnianej foremki. Od pięciu lat jednak odbywa się to w bardziej „artystyczny” sposób, czyli przy pomocy rąk i nożyków (określenie "artystyczny" może jednak trochę mylić po konfrontacji z efektem). Tradycja ta ma swoją genezę w 2008 roku, kiedy to przyszło nam spędzić święta z dala od kraju i okazało się, że bez foremki ani rusz. Wtedy moja starsza latorośl (wówczas dziesięcioletnia) wzięła do ręki nożyk i wyrzeźbiła nam pięknego baranka. Tradycja pozostała, ale baranki z roku na rok są coraz bardziej kanciaste. Wniosek - im młodsze dzieci, tym więcej serca wkładają w tego rodzaju zajęcia.


Kolejnym stałym punktem programu wielkanocnego jest robienie pisanek. Wiem, że często to zajęcie zostaje „zrzucone” na najmłodszych członków rodziny. Nie u nas. Jeszcze z dzieciństwa pamiętam jak kolorowaliśmy jajka  razem z rodzicami i tak samo jest teraz w naszym domu. Spróbujcie. Okazuje się, że frajda jest taka sama, niezależnie od wieku. Może nawet z wiekiem coraz większa. Podobno ludzie dziecinnieją na starość. Techniki są różne. Najczęściej używamy kolorowych pisaków i kredek. Tym razem były to kredki akwarelowe. Efekt można zobaczyć na zdjęciach. Chwile spędzone wspólnie z rodziną – bezcenne. Tym bardziej, że im starsze dzieci, tym tych chwil jest mniej.
Wszystkim życzę bardzo rodzinnego spędzenia świąt. A tak przy okazji chciałabym życzyć również nieco zdrowia. Ostatnio odczułam trochę jak to jest kiedy go zabraknie.

Wesołych Świąt!

niedziela, 3 marca 2013

Byłam wczoraj w kinie!


"Fajny film wczoraj widziałam”. Tak w zamierzchłych czasach mojej młodości zaczynał się jeden z moich ulubionych dialogów w radiowej trójce. I właśnie to samo mogę dziś powiedzieć. Wczoraj wybrałam się do kina! Wydarzenie wiekopomne ponieważ zdarza się raz na jakieś 3 lata. Przy okazji okazało się, że zniżka studencka na bilety przysługuje niezależnie od wieku. Hurra! Ostatnimi czasy preferuję kapcie i fotel plus telewizor. Ale nie na wszystkie filmy można czekać do czasu aż będą dostępne na małym ekranie. Zwłaszcza mój małżonek nie może czekać. I zwłaszcza na film, w którym nasi żołnierze strzelają do tych ze swastykami. Zgodziłam się pójść dla świętego spokoju, a trochę też z ciekawości. Tyle kontrowersyjnych opinii o „Tajemnicy Westerplatte” (bo o tym właśnie filmie mowa) słyszałam i czytałam, że musiałam naocznie stwierdzić o co właściwie chodzi.
Obejrzałam ten film i wcale nie żałuję. Nie zamierzam dyskutować z faktami historycznymi. Tak naprawdę to chyba nikt w tej chwili nie może z całą pewnością stwierdzić jak było naprawdę.  Jestem zdania, że żaden film historyczny nie jest w stanie trzymać się tylko i wyłącznie faktów. Gdyby tak było, byłby po prostu dokumentem, a nie fabułą. Wszystkim, którzy uważają, że sposób w jaki pokazane są zachowania obrońców Westerplatte, uwłacza honorowi polskiego żołnierza, muszę powiedzieć, że ja, jako zwykły szary widz, ani przez chwilę nie miałam takiego poczucia. Co najwyżej widziałam różne ludzkie reakcje na sytuacje, które ich przerastają. Nie możemy oceniać ludzi w tak ekstremalnych warunkach gdyż sami nie wiemy jakbyśmy się zachowali. Nawet ta najbardziej krytykowana scena, kiedy to pijany Mirosław Baka (swoją drogą świetna rola) oddaje mocz na propagandowy plakat, wcale mnie nie oburzyła. Zważywszy na to co się przedtem stało…
Wprawdzie się na tym  nie znam, ale sceny batalistyczne bardzo mi się podobały. Właściwie czułam się jakbym osobiście była w tych okopach czy bunkrach. Ale najciekawsza rzecz wydarzyła się w ostatniej sekundzie filmu. Kiedy major Sucharski spojrzał na mnie smutnym wzrokiem Michała Żebrowskiego, zrobiło mi się tak dziwnie, że z trudem powstrzymałam się od płaczu. Dlaczego? Często wzruszam się na filmach, ale nie zdarzyło mi się to jeszcze na wojennym. Obejrzyjcie. Ciekawa jestem czy wami też tak wzruszy. I to by było na tyle. Chciałam wam tylko powiedzieć, że „fajny film wczoraj widziałam”...