niedziela, 28 września 2014

O królu, koronie i gronostajach

fot. ze zbiorów H. Staniewskiej
Helenka obudziła się tego dnia bardzo wcześnie. Siostra, rodzice, a nawet kochana Babunia, spali jeszcze kiedy dziewczynka wyskoczyła łóżka żeby podziwiać błękit nieba za oknem. Uwielbiała bezchmurne niebo i słońce, które tak śmiesznie łaskotało swoimi promieniami. Zapowiada się piękny dzień! Nie tylko z powodu pogody. Od kilku dni Helenka nie myślała o niczym innym tylko o tajemniczym pociągu, który ma przejeżdżać przez jej miasteczko. Kiedy Elżunia wróciła pewnego dnia ze szkoły z wiadomością, że pójdą z klasą na dworzec witać przejeżdżającego króla Rumunii, Helenka od razu uruchomiła swoją wyobraźnię i  zobaczyła dostojnego mężczyznę w koronie, z berłem i w gronostajach. Wprawdzie nie wiedziała gdzie znajduje się ta Rumunia, ale król to król! Widziała kiedyś  ilustrację w książeczce Kasi, swojej towarzyszki zabaw, a Babunia opowiadała jej niezliczone bajki i wiedziała jak król wyglądać powinien.  A dzisiaj może go zobaczyć na własne oczy!
Ubrała pospiesznie sukienkę i wybiegła z domu. Pobiegła aż za dworek pana Hoffmeyera gdzie jej oczom ukazała się rozległa łąka, której zieleń, niczym dywan, poprzeplatały kolorowe plamy kwiatów. Kiedy Helenka wróciła do domu, Elżunia zdążyła już wyjść do szkoły, a tato – do swojego warsztatu. Mama trochę złościła się o to samowolne poranne wyjście, ale szybko złość jej minęła i nawet chętnie zawiązała dziewczynce nowe wstążki na cienkich warkoczykach kiedy ta ją pięknie o to poprosiła. Wiedziała jak bardzo jej córeczka cieszy się na „spotkanie z królem” więc pozwoliła jej ubrać „niedzielną” sukienkę i prawie nowe sandałki. Sama była ciekawa tego króla i nawet miała ochotę pójść z Helenką, ale nie mogła zostawić babuni samej w domu. Trudno, może jeszcze kiedyś trafi się okazja.
Helcia omal nie pogubiła sandałków biegnąc na dworzec. Nie znała się jeszcze na zegarku i bała się, że przybiegnie za późno. Na peronie zastała tłum dzieci, które przyszły tutaj ze swoimi nauczycielkami. Każdy uczeń trzymał w ręce chorągiewkę albo kwiatek. Było też sporo ciekawskich dorosłych. Nagle gdzieś niedaleko rozległ się gwizd lokomotywy. Dziewczynka próbowała przecisnąć się przez zwarty tłum. Wszyscy wokół byli więksi i maleńka wątła Helenka nie miała siły, żeby przedostać się przed innych. Jeszcze kilka razy spróbowała się przepchnąć, ale po chwili już wiedziała, że pozostaje jej tylko zrezygnować i się rozpłakać. To koniec! Nie ma szansy, żeby zobaczyć prawdziwego króla. Nagle poczuła, że ktoś chwyta ją pod ramiona i unosi w powietrze. Odwróciła głowę i zobaczyła tatę! Kochany tatuś! A zarzekał się, że nie pójdzie bo nie jest ciekaw. Łzy natychmiast obeschły na policzkach dziewczynki.

Najpierw dostojnie przejechała ciężka czarna lokomotywa wypuszczając kominem kłęby dymu. Królewska para stała w otwartym oknie swojego wagonu. Początkowo Helusia była trochę zawiedziona ponieważ nie zobaczyła korony, berła ani gronostajowej peleryny. Czy król powinien wyglądać jak normalny człowiek? Widocznie tak. Przecież Babunia zawsze powtarza, że nie szata zdobi człowieka. Dzieci zaczęły rzucać swoje kwiatki w stronę wagonu. Helenka cały czas ściskała  w rączce pomięte maki i modraki przyniesione z łąki. Z całej siły rzuciła je w stronę królewskiego okna. Jeden niebieski chaber zahaczył się i zawisł w oknie. I wtedy stało się coś, co dziewczynka zapamiętała do końca życia. Król podniósł kwiatek, spojrzał na Helenkę i pięknie się uśmiechnął.

28 czerwca 1937 roku, odbywający w Polsce oficjalną wizytę król Rumunii Karol II, przejechał koleją z Warszawy do Biedruska mijając po drodze miasteczko Swarzędz.
fot. ze zbiorów H. Staniewskiej

piątek, 26 września 2014

O meblach

Fotografia pochodzi ze strony: www.meble.swarzedz.pl
Ponieważ jestem dzieckiem rodziny stolarskiej (mam to udokumentowane na cztery pokolenia wstecz), odczuwam ogromną potrzebę napisania czegoś o meblach. Wiem, że to głupio brzmi bo w końcu co można napisać o meblach? Jednak spróbuję.
Czasami sobie wyobrażam jak mogło wyglądać w warsztacie u prapradziadka lub pradziadka. Jak, wraz z wprowadzaniem nowych narzędzi czy maszyn, zmieniała się technologia. Bo przecież wtedy ludzie, podobnie jak teraz, też musieli dążyć do ułatwienia sobie pracy. Wzrok musieli ci moi przodkowie tracić ślęcząc nad kolejną szafą czy stołem bez oświetlenia elektrycznego.  Podejrzewam, że podobnie jak ja w moim domu, ich żony w swoich domach, musiały się zadowolić meblami z przypadku. W myśl starej zasady, że „szewc bez butów chodzi”.
Ale miało być o meblach.  O tych prawdziwych, z duszą. O takich, których historię czuje się dotykając ich. Można sobie wyobrazić stolarza wygładzającego strugiem deski, składającego fornir w piękne wzory by w końcu, po żmudnym szlifowaniu,  nałożyć kolejne warstwy politury. Może nie każdy wie, że polerowanie przypomina głaskanie mebla. Dlatego właśnie myślę, że pięknie wypolerowana szafa, komoda czy bufet mógł powstać tylko wtedy kiedy stolarz wkładał w nią swoje serce. I z tego powodu stare meble mają duszę.
Jakże to jest dalekie od naszej współczesności. Dzisiaj mebel powstaje zupełnie inaczej. Z reguły zaczyna żywot w hurtowni płyt, które to płyty są kolejno przycinane, ich kanty są oklejane, po czym całość się skleja lub skręca oraz wyposaża w okucia (uchwyty, zawiasy itp.). I to by było w skrócie na tyle.  Dodam, że z reguły są projektowane przez, mniej lub bardziej zdolnych, dekoratorów wnętrz, którym często ludzie ślepo ufają i nawet nie próbują dodać czegoś „od siebie”. Znam przypadek awantury zrobionej dziecku, które w trakcie zabawy przestawiło wazonik z miejsca wyznaczonego przez projektanta. Ale to chyba sytuacja ekstremalna. I żeby ktoś nie myślał, że jestem wrogiem projektowania wnętrz. Śmieszy mnie tylko brak własnej inicjatywy niektórych osób w kwestii wyposażenia lub dekoracji własnego mieszkania.
A propos projektowania. Gdybym ja się tym zajmowała, sięgnęłabym po sprawdzone wzorce. Bo stare meble to nie tylko poważne, dostojne szafy. To również wesołe, niebanalne pomysły w stylu art deco i te mi się najbardziej podobają. Między innymi dla nich tak chętnie oglądam przedwojenne filmy. Są kopalnią wiedzy na temat wyglądu nowoczesnych wówczas mebli, schodów, drzwi, a mogłyby być również kopalnią pomysłów. Zachęcam do zwrócenia na to uwagi. Jaka szkoda, że zapomniano o nich w PRLu i zamieniono na banalne meblościanki. Ale taka była potrzeba tamtych czasów, a meblościanki też miały swoją „duszę”. Zresztą podejrzewam, że za kilkadziesiąt lat to samo będzie można powiedzieć o naszych współczesnych mebelkach.

niedziela, 14 września 2014

powrót do recyclingu


Lato w tym roku jest dla nas łaskawe i nie uciekło wraz z rozpoczęciem roku szkolnego. Jednak w każdej chwili aura może nas poczęstować porcją jesieni i siłą rzeczy zaczniemy spędzać więcej czasu w domu. Idealna pora na powrót do uprawiania „recyclingu”, czyli modelarstwa w moim domu. Osobom, które nie orientują się co to oznacza  polecam odwiedzenie wpisu „Recycling” z 17 kwietnia 2013 r.( tutaj ). Tam dokładnie i ze szczegółami opisałam to dziwne zjawisko.

Aby męska część mojej rodzinki poczuła się dowartościowana, poniżej przedstawiam kilka fotek z efektami ich pracy. Warstwa kurzu na wagonikach świadczy o porzuceniu ich w sezonie letnim. Już wkrótce  jednak odzyskają swój blask.  

faza projektu




faza tworzenia



efekt końcowy