poniedziałek, 20 października 2014

Kostrzyńskie wspomnienie

- Tak mi ciężko dzisiaj od was odjeżdżać – Franek westchnął zakładając kurtkę.
Józia właśnie zmywała naczynia po obiedzie i poczuła nagły niepokój po słowach szwagra. 
- Może zostań. Przecież byłeś u matki w niedzielę. Takie niebezpieczne czasy teraz.
Franek chwilę się zastanowił. Faktycznie był u rodziców na wsi kilka dni temu. Jednak czuł jakiś dziwny niepokój. Od rana jakoś mu robota nie szła. Zresztą, od czasu jak wrócili do pracy pod koniec września, nikt nie miał głowy do robienia mebli. Ludzie nie mogli się psychicznie pozbierać po klęsce naszej armii. Nie spodziewali się, że Niemcy skumają się z Ruskimi.  Jedyna nadzieja w Anglii i Francji. Ale jakoś dobre wieści nie przychodziły.
Spojrzał na dzieci swojego brata i zrobiło mu się ich strasznie żal. O Władku nie ma żadnej wiadomości od początku września. Podobno wielu polskich żołnierzy jest w obozach jenieckich i w tym cała nadzieja. Nadzieja, że Władek żyje. Dobrze, że dziewczynki jeszcze małe i nie mają świadomości, że coś złego mogło się stać. Duża w tym zasługa ich matki. Stara się jak może, żeby małe miały beztroskie dzieciństwo. Ale jak długo starczy jej sił? Nieraz słyszał jak płakała w ukryciu. Musi jej być ciężko. Dlatego on, Franek, postanowił wspierać swoją bratową i pomagać w prowadzeniu domu. Władek na pewno wróci. Muszą w to wierzyć. Założył czapkę i miał już wyjść kiedy coś kazało mu się cofnąć i ucałować dziewczynki na pożegnanie. Małe, jakby coś przeczuwając, rozpłakały się nagle. Franek, nie chcąc spóźnić się na pociąg, wyszedł pospiesznie.

Z okna pociągu widział pola i lasy. Przez kraj przetoczyła się straszna burza, ale życie trwa dalej. Gdyby nie widział na własne oczy całych kolumn siejących grozę niemieckich żołnierzy, nie uwierzyłby, że to się zdarzyło. Pola wyglądały normalnie. Gdzieniegdzie  rosła jeszcze nie zebrana kukurydza albo ziemniaki. U rodziców pewnie też trwają wykopki.
Tak niedawno tańczył z Joasią na zabawie w Matki Bożej Zielnej. Pamięta każdą minutę tego wieczoru. Myśl o wspólnej przyszłości dodawała mu otuchy. Jak tylko skończy się wojna (przecież nie będzie trwała wiecznie!), wezmą ślub i zamieszkają razem w Swarzędzu, niedaleko Władka i Józi. Jest młody i przed nim całe życie. Postanowił sobie, że otworzy swój własny warsztat. Skoro bratu się udało to i jemu musi wyjść.

Przed dom podjechał samochód, z którego wysiedli gestapowcy w towarzystwie dwóch cywilów. Pan Michał ich dobrze znał. Jeszcze dwa miesiące temu świetnie mówili po polsku, a dzisiaj silili się, żeby używać twardego niemieckiego akcentu. 
- Michał Kasprzyk?!
Starszy mężczyzna zbladł.
- Zbieraj się!
Żona szlochając próbowała prosić o łaskę, jednak pan Michał wstał gotowy do wyjścia. Niemcy zaczęli się cicho naradzać, spoglądając przez okno na pole gdzie Franek, chcąc pomóc matce, kopał ziemniaki. Co jakiś czas wdychał tak dobrze znany zapach świeżo zaoranej ziemi na sąsiednim polu i spoglądał na chłopaków palących ognisko. Na pewno pieką ziemniaki w popiele. Uśmiechnął się na wspomnienie  swojego dzieciństwa…

Niemcy przez chwilę dyskutowali. W końcu się naradzili.
- Zostajesz w domu. Nie będziemy walczyć ze starcami.
Żona pana Michała przestała płakać nie wierząc własnym uszom. 
- ZABIERZEMY TWOJEGO SYNA!


18 października 1939 r. gestapo podjechało pod wyznaczone wcześniej domy i aresztowało 30 mieszkańców Kostrzyna Wielkopolskiego i okolic. Przewieziono ich do aresztu miejskiego. W domu katolickim odbył się prowizoryczny sąd i 28 aresztowanych skazano na karę śmierci. Wszystkich rozstrzelano na rynku w obecności zebranych tam mieszkańców miasta. Zginęli tylko dlatego, że byli Polakami. Wśród ofiar był 26-letni Franciszek Kasprzyk.


piątek, 17 października 2014

Przyjemna nieprzyjemność


Coraz krótsze szare dni. Brązowo-żółte fruwające liście. Do tego wszędobylska przenikliwa wilgoć. To wszystko powoduje, że gdzieś w podświadomości czai się niepokój i wyczekiwanie – KIEDY ZACZNIE SIĘ SEZON CHOROBOWY? Bo, że się zacznie to nie ma wątpliwości.  Przez całe lata próbuję wypracować sposób na uodpornienie moich dzieci i jakoś efektu nie widać. Jednak kiedy się tak głębiej zastanowię to dziecięce chorowanie, jeżeli jest „zwykłą sezonówką”, wcale nie musi być wielką tragedią. Przynajmniej te z mojego dzieciństwa przywołują całkiem przyjemne wspomnienia. Pamiętam pachnącą wykrochmaloną pościel, taboret stojący przy łóżku, a na taborecie coś co było zarezerwowane tylko dla chorych – herbata z malinami, które mama latem własnoręcznie wrzucała do słoików i zasypywała cukrem. Pycha! Obok herbatki obowiązkowy stosik książek. Telewizorów wtedy w każdym pokoju nie było, a nawet gdyby były to i tak nie było czego oglądać do siedemnastej. O komputerach jeszcze nie mieliśmy pojęcia, a najbliższy telefon był u sąsiadki dwa piętra niżej.  Jednak plucha za oknem paradoksalnie powodowała, że w ciepłej pościeli było błogo i bezpiecznie, a dzięki lekturze można było znaleźć się w dowolnym miejscu  i czasie. Oczami wyobraźni oczywiście.
Czy to nie są miłe wspomnienia? Nie pozostaje nic innego, tylko postarać się, żeby moja młodzież kiedyś też miała takie miłe skojarzenia. Szkoda tylko, że oni nie lubią czytać, a ja nie przepadam za robieniem przetworów na zimę. 

A może w tym roku zdarzy się cud i grypa nie zawita pod mój dach?

piątek, 10 października 2014

narodowa depresja czyli dlaczego nie ma komedii?!

Nie uwierzycie, ale dzisiaj na hasło „a może sobie Kilera obejrzymy” do telewizora zbiegła się cała rodzina. Dawno nie oglądaliśmy niczego razem więc mieliśmy prawdziwe rodzinne święto. Każdy zorganizował co tam miał pod ręka do przegryzienia i zasiedliśmy. I niech mi ktoś wytłumaczy jak to możliwe, żeby znając film niemalże na pamięć, mieć z niego ubaw po pachy? Chyba sobie zrobimy powtórkę z całego Machulskiego.

A przy okazji taka mała refleksja: zdaje się, że przeżywamy jakąś narodową depresję ponieważ za żadne skarby nie mogę sobie przypomnieć dobrej komedii nakręconej w naszym kraju w ostatnich latach. Nie wiem czy w tym roku w ogóle coś z tego gatunku miało swoją premierę. W każdym razie ja nie słyszałam o tym. A ja tak kocham komedie!!