sobota, 4 grudnia 2021

Noc cudów

 


 

Patrząc na roześmiane buzie dzieci, biegającego z nimi męża i szalejącego między nimi psa Anna poczuła się bardzo szczęśliwa. Jakże przyjemnie było wyjść z rodziną na wieczorny spacer po wigilijnej wieczerzy. Śnieg, który tym razem nie zawiódł i napadał w odpowiedniej ilości i w odpowiednim czasie, dopełniał to szczęście przypominając lata dzieciństwa i pozwalając, choć na chwilę, poczuć się dzieckiem. Ania się wzruszyła. Przecież jeszcze rok temu była samotna i nieszczęśliwa. Wówczas nie miała pojęcia, że jej życie wywróci się do góry nogami…
 
Swarzędzki Rynek był cichy i spokojny. Zupełnie taki jaki powinien być w wigilijny wieczór. Aura nie nastrajała do spacerów a do Pasterki jeszcze było sporo czasu więc ludzie siedzieli przy stołach. Wprawdzie, po deszczowym dniu, przyszedł lekko mroźny wieczór lecz śnieg nadal pozostawał w sferze marzeń. Dla Anny ten grudniowy dzień wcale nie był cudowny. Najpierw została ochlapana wodą z wielkiej kałuży przez przejeżdżający autobus a później musiała jakoś przeżyć wigilijną kolację u rodziców. Cieszyła się, że już miała wizytę u rodziców za sobą. A nie była to przyjemna wizyta. Matka coraz bardziej jej dokuczała z powodu „staropanieństwa” – dla niej nie istniało pojęcie „singiel”. Według niej córka była po prostu starą panną a w wieku lat 33 był to stan niedopuszczalny. Na szczęście Ani udało się wcześniej opuścić rodzinne spotkanie – miała wytłumaczenie bo w domu czekał na nią Łatek, kudłaty przyjaciel przygarnięty niedawno ze schroniska, który pilnie potrzebował  spaceru.
Mimo braku śniegu wieczór był magiczny. Sprawiały to świetlne dekoracje widoczne na każdym kroku w oknach i na elewacjach domów oraz wielka choinka królująca na Rynku obok Ratusza. Nagle Anna poczuła coś zimnego na nosie. Za chwilę to samo na policzku. Rozejrzała się i była już pewna – to pierwsze płatki śniegu! Było ich coraz więcej i więcej a świat robił się coraz piękniejszy.
            Po chwili śnieg padał już tak intensywnie, że trudno było coś zobaczyć na odległość kilku metrów. Dlatego najpierw Łatek zaczął radośnie machać ogonkiem a  dopiero później Anna zauważyła, że coś się rusza pod ścianą jednej z kamienic. Dwie małe dziecięce postacie tak zajęte zaglądaniem przez okno do jednego z mieszkań, że nie zauważyły nadchodzącej kobiety z psem. Dziewczynka miała około ośmiu lat a chłopiec był jeszcze tak mały, że musiał wejść na taborecik, żeby cokolwiek zobaczyć. Kobieta zatrzymała się w bezpiecznej odległości i obserwowała. Dzieci przez chwilę jeszcze podglądały rodzinę siedzącą przy wigilijnym stole po czym ruszyły do następnej kamienicy i kolejnego okna. Anię na ten widok wzruszenie ścisnęło za gardło.
- Hej! Co robicie? – na dźwięk tych słów chłopiec omal nie spadł z taboretu.
- Jesteście tu sami? Gdzie wasi rodzice?
Dzieci wyraźnie się wystraszyły i nie wiedziały co odpowiedzieć.
- No? Umiecie mówić?
- Bo my… - dziewczynka próbowała się tłumaczyć – bo my… chcieliśmy tylko zobaczyć… My już idziemy do domu. Tylko niech pani nie mówi tatusiowi…
 
Postanowiła nie męczyć tych dzieci. Domyślała się, że coś w domu musi być nie tak skoro maluchy w Wigilię wałęsają się po ulicy.
- Daleko mieszkacie?
- Tam w blokach – dziewczynka pokazała ręką w kierunku północnym.
- To ja was odprowadzę. Kto to widział, żeby dzieci same o tej porze… - Ania miała wielką ochotę nagadać temu tatusiowi ale nie chciała wystraszyć dzieci.
- A mogę potrzymać smycz?  Jak on ma na imię?
- Łatek. Może mu się przedstawicie?
- Ja jestem Kasia a to mój brat, Michałek.
            Spacer zaśnieżonymi uliczkami trwał dłużej niż Anna się mogła spodziewać. Okazało się, że radość z białego puchu wywołuje najróżniejsze emocje u dzieci, począwszy od rzucania śnieżkami, lepienia bałwana a na robieniu aniołków  i tarzaniu się skończywszy. Przy czym to ostatnie nie było zbyt dobrym pomysłem zważywszy na fakt, że śnieg leżał bezpośrednio na błocie. Łatek był wniebowzięty – wreszcie ktoś się z nim porządnie pobawił.
- To tutaj – dzieci zatrzymały się przy jednym z wieżowców. Chociaż „wieżowiec” to zbyt dużo powiedziane na temat dziesięciopiętrowego bloku – dalej już pójdziemy sami.
- Nie ma mowy! Odprowadzę was pod same drzwi. Zresztą Łatek na pewno zmarzł i chciałby się ogrzać – Anna postanowiła przechytrzyć dzieci i porozmawiać z ich rodzicami.
            Mieszkanie było dziwnie ciche. Spodziewała się dźwięków telewizora a nawet jakiejś głośnej imprezy. No bo jak inaczej wytłumaczyć niezauważone wyjście dzieci? A tutaj cisza jak makiem zasiał i żywej duszy w całym mieszkaniu.
- Gdzie są wasi rodzice?
- Mamusia w niebie a tatuś w pracy. Wróci jak będziemy spać.
Zamurowało ją. Takiej odpowiedzi się nie spodziewała. W jednej chwili wszystko zrozumiała. No, prawie wszystko.
- I jesteście zupełnie sami? Nikt się wami nie zajmuje?
- Tatuś musi pracować ale obiecał nam, że będziemy mieli jutro Wigilię i Gwiazdora i będzie z nami caaałe święta. Pani Nowakowa czekała aż zaśniemy. Zawsze tak robi kiedy tatuś jest w pracy. A później idzie do siebie bo mieszka piętro niżej. Czasami przychodzi  sprawdzić czy śpimy…
- Ale ona śpi mocniej niz my – po raz pierwszy odezwał się Michałek – Zostanies z nami? – Anna poczuła jego zimną rączkę na swojej dłoni. Błagalny głosik wywołał pod jej powiekami łzy i zrobiło jej się żal tych maluchów. Jak bardzo musiały tęsknić za normalną rodzinną atmosferą, że aż podglądały ją u obcych ludzi? Postanowiła nie poruszać tego tematu, żeby nie robić im przykrości. Ponieważ zawsze szybko podejmowała decyzję, stało się tak i tego wieczora. Pomyślała, że skoro los stworzył jej okazję do zrobienia czegoś dobrego, to nie powinna tej okazji marnować. W końcu to Wigilia - Noc Cudów.
- Słuchajcie! Zostanę z wami dopóki wasz tata nie wróci. Chcecie?
- Tak! – Michałek aż podskoczył z radości – zrobis nam kakao?
- Zrobię kakao a później poczytamy książeczkę.
Obudziło ją szczekanie Łatka. Początkowo nie wiedziała gdzie jest, ale już po chwili wszystko sobie przypomniała. Obok niej, w dwóch dziecięcych łóżeczkach spały maluchy, które poznała w wigilijny wieczór. Gdyby ktoś jej wczoraj powiedział, że będzie nocować w obcym domu z obcymi dziećmi, których rodziców nawet nie zna, to wyśmiałaby go. Przecież to niedorzeczne. A może nawet niezgodne z prawem? Trudno, stało się. Do pokoju wszedł mężczyzna, który wydał jej się znajomy.
- Co pani tutaj robi?! – Jego oczy stały się wielkie jak pięciozłotówki – To Pani?!! … Ja… nie chciałem pani ochlapać. Nie zauważyłem tej kałuży. Naprawdę! Ale, żeby zaraz człowiekowi do domu przychodzić?
Przypomniało jej się skąd zna tego człowieka – to kierowca feralnego autobusu. Widziała jego twarz tuż po tym jak ochlapał błotem jej całkiem nowy płaszcz dziś po południu…
- Proszę nie krzyczeć bo dzieci śpią. Wyjdźmy i sobie wszystko wyjaśnijmy. Zdaje się, że pan nie wszystko wie o swoich pociechach.
Mężczyzna, nadal zdziwiony, posłusznie wyszedł za nią z pokoju.
- A za czyszczenie płaszcza dostanie pan rachunek.

Rysunki: Halina Staniewska

Tekst opublikowany w grudniu 2020 r, w "Tygodniku Swarzędzkim"