piątek, 28 grudnia 2012

Historia, czyli o czym pamiętamy

Trochę ze świątecznego lenistwa, a trochę z braku czasu umieszczę dzisiaj nieco przerobiony tekst, który napisałam kilka lat temu. Przepraszam za jego patetyczność, ale ukazał się wówczas w gazetce "Głos Polonii" w okręgu Thunder Bay w Kanadzie, a do gazety to trzeba pisać poważnie:) Tematyka jest wpasowana idealnie w ostatnie dni grudnia.

 "Chciałabym napisać o wydarzeniu, którego dziewięćdziesiąta czwarta rocznica jest właśnie obchodzona, czyli o Powstaniu Wielkopolskim. O jego genezie, przebiegu i skutkach można przeczytać na wielu stronach internetowych, w czasopismach i książkach. Ja napiszę krótko: Celem powstania było uwolnienie, po 125 latach zaborów, Wielkopolski spod władzy niemieckiej. Wybuchło 27 grudnia 1918 roku, w reakcji na demonstracje Niemców sprzeciwiających się wizycie w Poznaniu polskiego pianisty i działacza niepodległościowego Ignacego J. Paderewskiego. Powstańcy w krótkim czasie opanowali Wielkopolskę i powstanie zakończyło się 16 lutego 1919 roku rozejmem w Trewirze.  Było to jedno z trzech zwycięskich zrywów niepodległościowych w dziejach Polski. Tyle najważniejszych faktów. Bardziej szczegółowe opracowania pozostawmy historykom.
Mnie interesuje trochę inna strona tego wydarzenia. Lubię sobie czasami pomyśleć o codziennym życiu ludzi sprzed wielu lat. Często zastanawiam się jak miejsca, w których się właśnie znajduję, wyglądały sto lat temu. W co się bawiły dzieci na ulicy, jak były ubrane, gdzie pracowali ich rodzice. Dziś trudno nam sobie wyobrazić rodzinny wieczór bez światła elektrycznego i telewizora. A jednak ludzie doskonale sobie bez tego radzili. Żyli również bez kuchenki gazowej, pralki, lodówki, zmywarki i wielu innych urządzeń.
Wyobraźmy sobie grudzień 1918 roku. Na dworze trzaskający mróz, dookoła biel śniegu (ciekawe ile też musiała wynosić temperatura w ówczesnych, nieocieplanych mieszkaniach?).  Jednak ludzkie głowy i serca były gorące. Wielkopolanie dużo wcześniej przygotowywali się do czynnego oporu. Organizowali się w polskich chórach, organizacjach sportowych i skautowskich. Wieczorami ludzie spotykali się, rozmawiali, czytali polskie książki i szyli sztandary. Już kilkanaście lat wcześniej w szkołach wybuchały strajki uczniowskie. Wiem (i boleję nad tym), że dla dzisiejszych dzieci nauczyciel nie jest autorytetem i sprzeciwienie mu się nie stanowi wielkiego problemu. Jednak sto lat temu stawienie oporu dorosłemu – nauczycielowi – Niemcowi (!) było aktem wielkiej odwagi. Jakaż musiała być determinacja naszych ówczesnych rodaków (we wszystkich trzech zaborach), żeby po ponad stu latach obcych rządów chciało im się walczyć o swoje państwo i swoją narodowość. Przecież nikt z nich nie pamiętał Polski. Znać mogli ją tylko z opowiadań rodziców i dziadków, a zaborcy robili wszystko, żeby tę pamięć wykorzenić. Warunki ekonomiczne w każdym z zaborów były inne. Najciężej żyło się Polakom w zaborze rosyjskim i tutaj zrozumiałe jest, że ludzie chcieli zmian. W Galicji i Prusach życie było mniej uciążliwe, jednak nasi rodacy nie zapomnieli o swojej narodowości.  Zastanówmy się w jaki sposób ludzie się ze sobą komunikowali. To nie były czasy, w których już przedszkolaki noszą przy sobie telefony, a większość społeczeństwa nie wyobraża sobie życia bez internetu. Nie było samochodów, ani autobusów. Żeby przekazać informacje, spotkać się i coś zaplanować trzeba było się wysilić. Pomyślmy  komu z nas chciałoby się oderwać od telewizora czy komputera i wyjść na ulicę, żeby brać udział w wiecu. Trzeba sobie szczerze powiedzieć – staliśmy się wygodni i nieco leniwi. Nikogo o to nie winię –  tylko stwierdzam fakt. Dlatego uważam, że na wszystkie wielkie zrywy patriotyczno-narodowościowe w naszej historii powinniśmy spojrzeć z wielkim szacunkiem dla wysiłku i poświęcenia ludzi, którzy brali w nich udział.
     Podzieliłam się swoimi przemyśleniami z nadzieją, że być może zachęcą one kogoś do zainteresowania się historią. Pamiętam ze szkolnych czasów, że nie jest to wcale łatwe. Uczniowie są przerażeni ogromem suchych faktów, których muszą uczyć się na pamięć. Podręcznik historii jest jednym z najbardziej nielubianych przez uczniów. Myślę, że nic złego by się nie stało gdyby nauczyciel potrafił poruszyć wyobraźnię młodych ludzi, a przymknął oko na niedokładną znajomość dat. Chyba lepiej pamiętać co i dlaczego się wydarzyło niż znać daty, które nic nam nie mówią. Pewnie sieję herezje, ale na szczęście palenia na stosie już się nie stosuje i jest nadzieja, że przeżyję…"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz