Przetarłam oczy.
Śnieg nagle przestał sypać i zrobiło się cicho. Co tak ciemno? Pewnie prąd
wyłączyli? Dziwne, nie świeci żadna latarnia. W ogóle nie ma latarni! Ale w
oknach budynków świecą światła. Dobrze, że leży śnieg, przynajmniej nie jest
czarno dookoła. Zaraz zaraz, coś tu nie gra. Budynki niby te same. A nie!
Brakuje kwadratowego piętrowego domu i kwiaciarni po lewej. Wprawdzie nie przechodziłam tędy od kilku tygodni, ale
w jakim celu mieliby je wyburzać? Na tym miejscu stoi niski budynek z jakimś szyldem
przysypanym śniegiem. Wyminęła mnie grupka rozgadanych dzieciaków z sankami. Na
chwilę zamilkli przyglądając mi się ciekawie. Chyba im się spieszyło bo zaraz
ruszyli dalej biegiem. W tym momencie z szyldu spadła gruba warstwa śniegu i
odkryła napis: „Karczma”. O nie! Tata
opowiadał mi, że tutaj była karczma, ale to było 90 albo 80 lat temu. Podobno
druga żona pradziadka Jana tutaj pracowała zanim się poznali. To znaczy…? To
znaczy, że jestem w latach dwudziestych?! Niemożliwe! A może jednak… W tym
momencie ulicą przejechał koń z saniami i rozległ się dźwięk dzwonka. A jednak
możliwe! Skoro jestem w przeszłości, to jeszcze kilka kroków i powinnam
zobaczyć żydowską bożnicę, która
spaliła się w latach trzydziestych. Czytałam kiedyś, że z jej zgliszcz
sterczały tylko rurki od gazowej instalacji oświetlenia. To musiał być straszny
widok. Jest! Zamiast parkingu przede mną stoi drewniany budynek świątyni.

Dokładnie w miejscu gdzie latem
tryska kolorowa fontanna!
Chyba
zwariowałam. Ale skoro już tu jestem…. To dlaczego nie? Muszę zobaczyć co się
dzieje u pradziadka w domu na Krótkiej! ...
c.d.n.
a właśnie miałam Ci dziś napisać, że najlepiej zapamiętałam post z przeszłości, ten o kościele. I że podobnych powinno być więcej - i proszę, jest :D dziękuję :)
OdpowiedzUsuń