sobota, 22 grudnia 2012

I jeszcze zimowa opowieść...



Skręciłam w lewo, w stronę Rynku.  Jak dobrze, że śnieg rozjaśnia okolicę, bo inaczej byłoby całkiem ciemno. O, na Rynku są latarnie! Chyba gazowe. Ich światło, połączone ze śniegiem, daje specyficzny ciepły nastrój. Ratusz, tak jak się spodziewałam, jest o piętro niższy niż ten, który znam. W dodatku z północnej strony jest bardziej rozbudowany. Dlaczego wokół taki spokój? Czy ludzie  wtedy nie wychodzili z domu wieczorami? Zajrzałam przez okno jednego z mieszkań. Niesamowite! Przecież to Wigilia! Jakaś kobieta kładzie sianko pod obrus, a mężczyzna zapala świeczki na niewielkiej choince. To dlatego na ulicach tak pusto. Ludzie zasiadają do wigilijnego stołu…
Takiej okazji nie mogę zmarnować, muszę zobaczyć jak ten dzień spędzano w domu pradziadków. Skręciłam szybko w Zamkową i pobiegłam na Krótką. Tam pradziadek Jan kupił kiedyś od gminy żydowskiej posesję, na której wcześniej była rytualna rzeźnia. Zbudował dom i warsztat stolarski, który funkcjonował do II Wojny Światowej. Jeszcze kilka metrów i zajrzę przez okno dziadków. Co mogą w tej chwili robić? Trochę się boję tam zaglądać. Śnieg skrzypi pod nogami. Widzę już światło padające z okien na wąską uliczkę. Jeszcze kilka kroków….  

2 komentarze:

  1. aż usłyszałam, jak Ci śnieg pod stopami skrzypiał... super atmosfera :) czekam na to, co zobaczysz w oknie u pradziadków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też na to czekam, na razie jeszcze mi nie chce przyjść do głowy, ale bardzo się staram...

      Usuń