niedziela, 9 grudnia 2012

Zimowa opowieść



Co za pogoda! Coś z rodzaju co to „zawieje” i na dodatek „zamiecie”. Chciałam zimy to ją mam. Owszem, bardzo lubię śnieg, ale jak tak sypie to wolałabym oglądać go przez szybę. Ale cóż zrobić skoro mamie właśnie dzisiaj się przypomniało o nieodebranym płaszczu od czyszczenia? W czym jutro pójdzie na Pasterkę? Pewnie psa by w taką pogodę z domu nie wygoniła. Ale własna córka to co innego.
Daleko nie mam. Kilkaset metrów ulicą Zamkową i będę na Rynku. I pomyśleć, że kiedy chodziłam tutaj do szkoły to ulica nosiła nazwę 22 lipca. Jak ten świat się zmienia. A moja stara szkoła prawie wcale! Jak na 116-latkę trzyma się świetnie. Otoczenie się zmieniło, ale sam budynek z czerwonej cegły wygląda zupełnie jak na starej pocztówce – tylko ogródka brakuje.
W oknach mieszkań, po przeciwnej stronie ulicy, prawdziwa orgia świateł. Każdy chce mieć ładniej, oryginalniej, na bogato. W sklepach kiczowate dekoracje i amerykańska muzyka.  To co jeszcze niedawno mi się podobało, ostatnio już drażni. Ciekawe, że to całe badziewie produkują Chińczycy, którzy z Bożym Narodzeniem mają niewiele wspólnego, 
Nagle zatęskniłam za czasami kiedy nie biły po oczach wściekle mrugające światełka. Zamiast tego, każdy wypatrzony w oknie blask choinki, powodował ciepłe uczucia. Na stołach zamiast przedawkowanej czerwieni i złota, panowała dostojna biel, a najbardziej kolorowym elementem otoczenia była choinka. Zupełnie odwrotnie niż dzisiaj.
Brr! Ale sypie. Przez śnieg prawie nic nie widać. Prosto w oczy. Teraz to faktycznie nic nie widzę…

c.d.n.

1 komentarz:

  1. najweselsze słowo opowieści - badziewie ;) oooj dobrze piszesz koleżanko ;) opisujesz świat tak pięknie nagi, jak stoi. jak go Pan Bóg stworzył...

    OdpowiedzUsuń