wtorek, 3 lutego 2015

Elżbieta

Rys. Halina Staniewska


Zza firanki Jan widział duże podwórze po którym, z dzikim wrzaskiem, biegała dzieciarnia rozdeptując żółte mlecze. Przypominało mu to jego własne dzieciństwo. Minęło już 20 lat odkąd pierwszy raz spotkał Elżbietę. Była wtedy chudziutkim piegowatym stworzeniem bawiącym się z dziewczynkami w dom budowany z kamieni i patyków, a który mały Janek, wraz z kolegami złośliwie niszczyli przebiegając ze swoim wojskiem uzbrojonym w drewniane szable. Oj, nie lubili się wtedy. Przynajmniej tak się chłopcu wtedy zdawało. Jednak nie potrafił sobie wytłumaczyć dlaczego tak niecierpliwie czekał na każdy przyjazd dziewczynki. Mieszkała z rodzicami w Strzelnie i do wujostwa w Swarzędzu przyjeżdżała tylko podczas wakacji. Razem z innymi dzieciakami chodzili nad jezioro i zaglądali w różne ciekawe zakamarki miasteczka, podglądali miejscowych żydów podczas szabasu i psocili się niemieckim dzieciom. Niby w miasteczku wszyscy żyli zgodnie, jednak polskie dzieci lubiły się bawić w swoim towarzystwie.
Janek obserwował jak Elżbieta stawała się coraz bardziej poważna i dorosła. Pomagała swojej ciotce, opiekowała się małymi kotkami porzuconymi przez ich matkę, odwiedzała samotną staruszkę dla której własna rodzina nie miała czasu. W dodatku stawała się coraz ładniejsza, a piegi, które zostały z dzieciństwa dodawały jej tylko uroku. Wszystko to sprawiało, że Janek wodził za nią wzrokiem jak tylko znalazła się w pobliżu.  Co tu dużo mówić – zakochał się i już!
Trochę trwało zanim odważył się  zaprosić ją na spacer. Ich rodziny dobrze się znały więc nikt nie miał nic przeciwko ich spotykaniu się. Janek zaczął zarabiać u ojca w warsztacie i mógł zapraszać Elżbietę na ciastka do ogrodu pana Marco oraz na wycieczki statkiem po jeziorze. Pewnego wieczoru, na schodkach prowadzących znad jeziora do ich uliczki, po raz pierwszy się pocałowali. Był gorący letni wieczór, a z ogródków otaczających schody dochodziła słodka woń kwiatów. Ten zapach Janek zapamiętał. Pamiętał też dokładnie jak zaczęli planować wspólną przyszłość. Z ogłoszeniem tych planów zamierzali jednak poczekać aż chłopak zda egzamin czeladniczy i się usamodzielni. Jakieś podstawy do założenia rodziny trzeba mieć.
I nagle, w środku zimy, przyszła druzgocąca wiadomość. Szybko rozniosła się po kamienicy. Rodzice Elżbiety postanowili wyjechać z córką do Ameryki! Mieli tam krewnych, którzy obiecali zorganizować pracę i mieszkanie.  Janek poczuł się jakby uderzył w niego piorun. Postanowił osobiście sprawdzić tę wiadomość. Brnął 5 kilometrów w śniegu, żeby dotrzeć do stacji w Kobylnicy. Tam złapał pociąg do Strzelna. Na miejscu okazało się, że to wszystko prawda. Na nic zdały się prośby młodych. Rodzice Elżbiety już postanowili i załatwili wszystkie formalności. Skusiła ich wizja zbicia wielkiego majątku w Ameryce.
            Po bolesnym rozstaniu z ukochaną Janek próbował różnych sposobów, żeby nie myśleć ciągle o niej. Razem z kolegami zorganizowali gniazdo „Sokoła”. Ale to nie starczyło, żeby zająć chłopakowi cały wolny czas. Zaczął śpiewać w chórze i grywać w przedstawieniach organizowanych przez „Sokoła” i Towarzystwo Przemysłowe. Minęło kilka lat, a Elżbieta wciąż tkwiła w jego sercu jak zadra.
                        ************************
            Spakowana walizka czekała przy drzwiach. Matka postarała się, żeby jej pierworodny miał wszystko czego potrzebuje na początek. Wylała morze łez, ale rozumiała, że siłą go nie zatrzyma. Ojciec – przeciwnie. Najpierw krzyczał i groził, później się „zaciął” i przestał odzywać do Janka. Wiązał z nim wiele planów, chłopak miał zostać jego następcą w firmie i nagle oświadcza, że wyjeżdża. W dodatku nie wie czy w ogóle wróci. Oszalał!
            Ale on już postanowił. Kiedy dowiedział się od sąsiadów, że ojciec Elżbiety miał wypadek, od razu wiedział co powinien zrobić. Jego ukochana została tylko z matką w obcym kraju bo belka, która przygniotła jej ojca na budowie nie dała mu szans na przeżycie. Janek nie mógł czekać bezczynnie i zaczął załatwiać żmudne formalności. Pewnie, że żal mu było zostawiać rodzinę, ale tamto było silniejsze. Zresztą teraz ma już paszport, bilet na statek oraz jej adres w portfelu i nie ma odwrotu. Pożegnał się i ruszył na stację kolejową. Musi dotrzeć do Poznania i wsiąść do pociągu do Hamburga.
            Był to czas wakacyjnych wojaży więc na poznańskim dworcu było dość tłoczno. Zewsząd dobiegały krzyki i śmiechy uzupełniane gwizdem lokomotyw. Na szczęście Janek miał tylko jedną walizkę i nie musiał szukać bagażowego. Zgrabnie omijał grupki żegnających i witających się ludzi. Buchająca parą lokomotywa majestatycznie wtoczyła się na tor przy pierwszym peronie i Jan wskoczył do wagonu. Powietrze niemal stało w miejscu więc postanowił otworzyć okno. I w tym momencie ją zobaczył.  W pierwszej chwili pomyślał, że ma jakieś omamy od upału, a kobieta, której twarz mu mignęła jest tylko podobna do Elżbiety. Jednak ziarno niepewności zostało zasiane. Nie mógł zrobić nic innego jak wysiąść i poszukać jej. W ostatniej chwili wybiegł jak szalony z pociągu i ruszył do dworcowego holu. Poznał ją z daleka, mimo że stała tyłem i rozmawiała z bagażowym. Kiedy się odwróciła, nie miał już żadnych wątpliwości. Spotkawszy się wzrokiem oboje byli tak zaskoczeni, że nie mogli się ruszyć, ani odezwać.
Do końca swoich dni, razem z Elżbietą  wspominali to spotkanie na dworcu i opowiadali swoim dzieciom, a potem wnukom, że o ich losie zadecydowało kilka sekund i jedno spojrzenie. 
Rys. Halina Staniewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz