![]() |
Rys. Halina Staniewska |
Zza firanki Jan widział
duże podwórze po którym, z dzikim wrzaskiem, biegała dzieciarnia rozdeptując
żółte mlecze. Przypominało mu to jego własne dzieciństwo. Minęło już 20 lat
odkąd pierwszy raz spotkał Elżbietę. Była wtedy chudziutkim piegowatym stworzeniem
bawiącym się z dziewczynkami w dom budowany z kamieni i patyków, a który mały
Janek, wraz z kolegami złośliwie niszczyli przebiegając ze swoim wojskiem
uzbrojonym w drewniane szable. Oj, nie lubili się wtedy. Przynajmniej tak się
chłopcu wtedy zdawało. Jednak nie potrafił sobie wytłumaczyć dlaczego tak
niecierpliwie czekał na każdy przyjazd dziewczynki. Mieszkała z rodzicami w
Strzelnie i do wujostwa w Swarzędzu przyjeżdżała tylko podczas wakacji. Razem z
innymi dzieciakami chodzili nad jezioro i zaglądali w różne ciekawe zakamarki
miasteczka, podglądali miejscowych żydów podczas szabasu i psocili się
niemieckim dzieciom. Niby w miasteczku wszyscy żyli zgodnie, jednak polskie
dzieci lubiły się bawić w swoim towarzystwie.
Janek obserwował jak Elżbieta
stawała się coraz bardziej poważna i dorosła. Pomagała swojej ciotce,
opiekowała się małymi kotkami porzuconymi przez ich matkę, odwiedzała samotną
staruszkę dla której własna rodzina nie miała czasu. W dodatku stawała się
coraz ładniejsza, a piegi, które zostały z dzieciństwa dodawały jej tylko
uroku. Wszystko to sprawiało, że Janek wodził za nią wzrokiem jak tylko
znalazła się w pobliżu. Co tu dużo mówić
– zakochał się i już!
Trochę trwało zanim
odważył się zaprosić ją na spacer. Ich
rodziny dobrze się znały więc nikt nie miał nic przeciwko ich spotykaniu się.
Janek zaczął zarabiać u ojca w warsztacie i mógł zapraszać Elżbietę na ciastka
do ogrodu pana Marco oraz na wycieczki statkiem po jeziorze. Pewnego wieczoru,
na schodkach prowadzących znad jeziora do ich uliczki, po raz pierwszy się
pocałowali. Był gorący letni wieczór, a z ogródków otaczających schody
dochodziła słodka woń kwiatów. Ten zapach Janek zapamiętał. Pamiętał też
dokładnie jak zaczęli planować wspólną przyszłość. Z ogłoszeniem tych planów
zamierzali jednak poczekać aż chłopak zda egzamin czeladniczy i się
usamodzielni. Jakieś podstawy do założenia rodziny trzeba mieć.
I nagle, w środku zimy,
przyszła druzgocąca wiadomość. Szybko rozniosła się po kamienicy. Rodzice
Elżbiety postanowili wyjechać z córką do Ameryki! Mieli tam krewnych, którzy
obiecali zorganizować pracę i mieszkanie.
Janek poczuł się jakby uderzył w niego piorun. Postanowił osobiście
sprawdzić tę wiadomość. Brnął 5 kilometrów w śniegu, żeby dotrzeć do stacji w
Kobylnicy. Tam złapał pociąg do Strzelna. Na miejscu okazało się, że to
wszystko prawda. Na nic zdały się prośby młodych. Rodzice Elżbiety już
postanowili i załatwili wszystkie formalności. Skusiła ich wizja zbicia
wielkiego majątku w Ameryce.
Po
bolesnym rozstaniu z ukochaną Janek próbował różnych sposobów, żeby nie myśleć
ciągle o niej. Razem z kolegami zorganizowali gniazdo „Sokoła”. Ale to nie
starczyło, żeby zająć chłopakowi cały wolny czas. Zaczął śpiewać w chórze i
grywać w przedstawieniach organizowanych przez „Sokoła” i Towarzystwo
Przemysłowe. Minęło kilka lat, a Elżbieta wciąż tkwiła w jego sercu jak zadra.
************************
Spakowana
walizka czekała przy drzwiach. Matka postarała się, żeby jej pierworodny miał
wszystko czego potrzebuje na początek. Wylała morze łez, ale rozumiała, że siłą
go nie zatrzyma. Ojciec – przeciwnie. Najpierw krzyczał i groził, później się
„zaciął” i przestał odzywać do Janka. Wiązał z nim wiele planów, chłopak miał
zostać jego następcą w firmie i nagle oświadcza, że wyjeżdża. W dodatku nie wie
czy w ogóle wróci. Oszalał!
Ale
on już postanowił. Kiedy dowiedział się od sąsiadów, że ojciec Elżbiety miał
wypadek, od razu wiedział co powinien zrobić. Jego ukochana została tylko z
matką w obcym kraju bo belka, która przygniotła jej ojca na budowie nie dała mu
szans na przeżycie. Janek nie mógł czekać bezczynnie i zaczął załatwiać żmudne
formalności. Pewnie, że żal mu było zostawiać rodzinę, ale tamto było
silniejsze. Zresztą teraz ma już paszport, bilet na statek oraz jej adres w
portfelu i nie ma odwrotu. Pożegnał się i ruszył na stację kolejową. Musi
dotrzeć do Poznania i wsiąść do pociągu do Hamburga.
Był
to czas wakacyjnych wojaży więc na poznańskim dworcu było dość tłoczno. Zewsząd
dobiegały krzyki i śmiechy uzupełniane gwizdem lokomotyw. Na szczęście Janek
miał tylko jedną walizkę i nie musiał szukać bagażowego. Zgrabnie omijał grupki
żegnających i witających się ludzi. Buchająca parą lokomotywa majestatycznie
wtoczyła się na tor przy pierwszym peronie i Jan wskoczył do wagonu. Powietrze
niemal stało w miejscu więc postanowił otworzyć okno. I w tym momencie ją
zobaczył. W pierwszej chwili pomyślał,
że ma jakieś omamy od upału, a kobieta, której twarz mu mignęła jest tylko
podobna do Elżbiety. Jednak ziarno niepewności zostało zasiane. Nie mógł zrobić
nic innego jak wysiąść i poszukać jej. W ostatniej chwili wybiegł jak szalony z
pociągu i ruszył do dworcowego holu. Poznał ją z daleka, mimo że stała tyłem i
rozmawiała z bagażowym. Kiedy się odwróciła, nie miał już żadnych wątpliwości.
Spotkawszy się wzrokiem oboje byli tak zaskoczeni, że nie mogli się ruszyć, ani
odezwać.
Do końca swoich dni,
razem z Elżbietą wspominali to spotkanie
na dworcu i opowiadali swoim dzieciom, a potem wnukom, że o ich losie
zadecydowało kilka sekund i jedno spojrzenie.
![]() |
Rys. Halina Staniewska |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz