piątek, 17 października 2014

Przyjemna nieprzyjemność


Coraz krótsze szare dni. Brązowo-żółte fruwające liście. Do tego wszędobylska przenikliwa wilgoć. To wszystko powoduje, że gdzieś w podświadomości czai się niepokój i wyczekiwanie – KIEDY ZACZNIE SIĘ SEZON CHOROBOWY? Bo, że się zacznie to nie ma wątpliwości.  Przez całe lata próbuję wypracować sposób na uodpornienie moich dzieci i jakoś efektu nie widać. Jednak kiedy się tak głębiej zastanowię to dziecięce chorowanie, jeżeli jest „zwykłą sezonówką”, wcale nie musi być wielką tragedią. Przynajmniej te z mojego dzieciństwa przywołują całkiem przyjemne wspomnienia. Pamiętam pachnącą wykrochmaloną pościel, taboret stojący przy łóżku, a na taborecie coś co było zarezerwowane tylko dla chorych – herbata z malinami, które mama latem własnoręcznie wrzucała do słoików i zasypywała cukrem. Pycha! Obok herbatki obowiązkowy stosik książek. Telewizorów wtedy w każdym pokoju nie było, a nawet gdyby były to i tak nie było czego oglądać do siedemnastej. O komputerach jeszcze nie mieliśmy pojęcia, a najbliższy telefon był u sąsiadki dwa piętra niżej.  Jednak plucha za oknem paradoksalnie powodowała, że w ciepłej pościeli było błogo i bezpiecznie, a dzięki lekturze można było znaleźć się w dowolnym miejscu  i czasie. Oczami wyobraźni oczywiście.
Czy to nie są miłe wspomnienia? Nie pozostaje nic innego, tylko postarać się, żeby moja młodzież kiedyś też miała takie miłe skojarzenia. Szkoda tylko, że oni nie lubią czytać, a ja nie przepadam za robieniem przetworów na zimę. 

A może w tym roku zdarzy się cud i grypa nie zawita pod mój dach?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz