środa, 21 sierpnia 2013

Opowieść letnia


Nareszcie! Tyle miesięcy czekałam na ten moment. Można spać do dziewiątej bez wyrzutów sumienia. Co więcej – z poczuciem, że to lenistwo jest w pełni zasłużone. Tak właśnie zaczynam długo wyczekiwany urlop…
    Pomiędzy drzewami widać już błyszczącą od słońca taflę jeziora. Wystarczy zejść na dół, załatwić formalności w wypożyczalni i już można wypływać. Rower wodny to mój ulubiony środek transportu na jeziorze. Najpierw podpłynę do aeratora. Ciekawe – podobno to dziwne urządzenie ma spowodować oczyszczenie naszego jeziora. Być może doczekam chwili kiedy znów będzie można kąpać się w jego wodzie… Teraz mogę opłynąć wyspę. Tajemnicza, zielona, kusi, żeby zobaczyć co skrywa. Ale sama tam nie wejdę, aż taka odważna nie jestem.
    Mam wrażenie, że „moje” jeziorko zyskało drugie życie.  Przez długie lata było obdarowywane przez miasto ściekami, a na jego tafli czasami można było zobaczyć tylko jakąś łódkę z wędkarzem. Teraz aż miło popatrzeć: rowery, kajaki, łodzie, nawet kilka żaglówek. Całe mnóstwo ptactwa, które bez obawy podchodzi do karmiących je dzieci. I do tego jeszcze pływająca fontanna. Może za jakiś czas to miejsce zacznie przyciągać Poznaniaków szukających odpoczynku. Tak jak to było wiele lat temu, jeszcze przed wojną…

    Ale to słońce razi w oczy. Trzeba było zabrać okulary… 
c.d.n.

2 komentarze:

  1. :) piszesz o miejscu, w które mnie niedawno zabrałaś, dlatego widzę je nie tylko oczyma wyobraźni, ale i wspomnień. miły dzień. przemiły. aż post o kurczaku w potrawce muszę zaplanować :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń