![]() |
Rys. H. Staniewska |
Od samego rana czuć było specyficzną
atmosferę, która panowała tylko w jeden dzień w roku. Pani Celina pamiętała już
ponad siedemdziesiąt takich dni. Jak daleko sięgała pamięcią, w Wigilię Bożego
Narodzenia zawsze od świtu panowała nerwowa krzątanina połączona z
niepowtarzalnymi zapachami, a uszy pieściły dźwięki cudownych polskich kolęd płynące
z radia lub adapteru.
Siedziała przy oknie balkonowym i
obserwowała ludzi spiesznie poruszających się chodnikiem. Robili ostatnie
zakupy i pędzili do domów. Inni ładowali do bagażników torby i pakunki chcąc
jak najszybciej wyjechać aby uniknąć korków i bezpiecznie dotrzeć do
czekających dziadków i ciotek. Nikt nie chodził dzisiaj z pustymi rękami. Tylko pogoda nie bardzo dopisywała. Wielkie krople deszczu
uderzały w szybę natychmiast spływając nierównym strumieniem w dół, podobnie jak
łzy na policzkach pani Celiny. Od rana
wspominała swoje święta. Najpierw te z dzieciństwa. Mimo smutnej powojennej
rzeczywistości – radosne. Dziecku nie brakowało tego czego nie znało. Nigdy nie
jadło pomarańczy więc nie czuło ich braku. Cieszyło się z tego co miało. A na
brak zabawek mała Cesia nie mogła narzekać. Nie na darmo jej tata, jak
większość mieszkańców Swarzędza, był stolarzem. Jej biedna szmaciana lalka
miała piękne mebelki i piętrowy domek, o którym niejedna dziewczynka mogła
tylko pomarzyć. Te święta z dzieciństwa kojarzyły jej się ze świeczkami na
choince, radośnie skaczącymi płomieniami w piecu kaflowym i uśmiechniętymi
rodzicami przy stole.
Kolejne wspomnienia to już dorosła Celina z jej własną
rodziną. Nadal było skromnie ale na choince świeczki zastąpiły już lampki
elektryczne a na stole, oprócz tradycyjnych dań, znalazły się wystane w kolejkach kubańskie pomarańcze i
słodycze z Goplany. Bardzo chcieli z mężem aby ich syn zapamiętał nie tylko
siedzenie przy stole i przed telewizorem. Nie wie jak Maćkowi, ale jej te
święta kojarzą się z jego radością podczas wspólnego przemierzania
swarzędzkiego jeziora na łyżwach i pokonywania sankami „trzech górek” w
„kasztanach”.
Później były Wigilie z wnukami. Wtedy jeszcze byli wszyscy
razem. Maciek z żoną i dziećmi chętnie spędzali u nich święta a mąż pani Celiny
zawsze czekał do dnia Wigilii aby wspólnie ubierać wielką żywą choinkę. Później
ich syn dostał świetną pracę Szwecji i zamieszkał tam razem z rodziną. Kiedy
jeszcze Piotr, mąż Celiny, żył kilka razy spędzili święta u wnuków. A nawet
jeżeli nie udało im się spotkać z rodziną Maćka, to zawsze byli we dwoje i było
im raźniej. Teraz jest zupełnie inaczej. Nie dość, że została sama to jeszcze
nie jest samodzielna. Życie straciło wszelki sens. We, że rodzina ją kocha i
robią co w ich mocy, żeby się nią opiekować. Płacą pani Agnieszce, starej
znajomej, za opiekę nad nią. Basia, kuzynka Celiny też stara się pomagać ile
może. Ale nic nie jest w stanie zmienić jej poczucia, że jest ciężarem dla
wszystkich. Nie jest nikomu potrzebna a wszystkim robi kłopot. Bo co
pożytecznego może robić ktoś, kto nie może wstać z wózka?
Myślała nad
tym dość długo, aby być pewna, że dobrze robi. Najtrudniej było znaleźć dobry
moment. Czuła, że Wigilia to jest właściwy dzień na realizację planu. Tylko
dzisiaj wszyscy są zajęci swoimi sprawami na tyle, żeby zmylić ich czujność.
Pani Agnieszka niczego nie podejrzewała ponieważ Celina już w ubiegłym roku
spędziła ten wyjątkowy dzień u swojej kuzynki i przyjęła, że tak właśnie będzie
i tym razem. Gorzej było wiarygodnie przekonać Basię, że postanowiła przyjąć
zaproszenie na wieczerzę do swojej opiekunki. Ale jakoś się udało i w ten
sposób każda myślała, że pani Celina spędza święta u tej drugiej. Pozostał
jeszcze Maciek. Wiedziała, że będzie się niepokoił jak nie będzie odbierała
telefonu. Trudno. Zanim się skontaktuje z kimś w Polsce, będzie już po
wszystkim… Na początku będzie mu ciężko ale po pewnym czasie sam dojdzie do
wniosku, że bez matki czuje się swobodniej. Nie będzie musiał się już o nią
martwić.
Za oknem zrobiło się już ciemno. W bloku naprzeciwko widziała
pięknie oświetlone choinki. Zawsze lubiła zaglądać do tych mieszkań i wyobrażać
sobie jak ludzie siedzą przy wigilijnych stołach. Dzisiaj było to bardzo przykre
doznanie. Łzy nie przestawały jej lecieć. Trudno było się pożegnać z tym
światem, który otaczał ją od tylu lat. Postanowiła dłużej się nie zastanawiać.
Bała się, że zmieni zdanie. Sięgnęła do szuflady w komodzie i wyjęła plastikowy
pojemniczek ukryty pod obrusami. Zbierała do niego tabletki nasenne od kilku
miesięcy. Od czasu jak zaczęła obmyślać swój plan. Położyła na stoliku otwarte
pudełko i szklankę z wodą. Jeszcze raz spojrzała za okno. Deszcz przestał
padać.
Dzwonek do drzwi ją zaskoczył. Nikogo się nie spodziewała
więc pomyślała, że będzie udawać, że jej nie ma w domu. Nie pozwoli aby
przypadkowy gość zniweczył jej długo przygotowywany plan.
Drugi dzwonek. I trzeci.
- Dobry wieczór pani Celino – Kasia, sąsiadka z góry, była
blada i zdenerwowana – moja mama miała zawał! Zabrali ją do szpitala. Muszę tam
pojechać i potrzebuję pani pomocy.
- A jak ja ci mogę dziecko pomóc? Nie wiesz, że jestem
przykuta do wózka?!
- Wiem. Ale chodzi o Kacpra. Nie mam go z kim zostawić a do
szpitala nie chcę go zabierać. Ja nie mam żadnej rodziny i pomyślałam o pani…
Kiedy byłam dzieckiem nieraz u pani czekałam na mamę. Nie wiem jak długo będę w
tym szpitalu. Proszę, tylko ten jeden raz…
- Ale jak ja mam sobie poradzić z dzieckiem? Przecież sama
potrzebuję opieki. A jego tata go nie może zabrać do siebie?
- Gdyby tak było to nie szukałabym pomocy u pani. Jego ojciec
wyjechał na święta ze swoją nową rodziną… Kacperek ma już 5 lat i jest bardzo
samodzielny. Ja panią naprawdę bardzo proszę…
Mały,
zapłakany chłopiec patrzył teraz na nią z fotela, na którym posadziła go mama
przed pospiesznym wyjściem. Rezolutne dziecko, które często widziała przez
swoje okno, teraz było przestraszone i smutne. Celina zdała sobie sprawę jak
bardzo była dotąd skupiona na swoich problemach. Nawet nie miała pojęcia, że ta
Kasia jest samotną matką. A przecież znała ją od dziecka. Byli sąsiadami od
wielu lat.
- Włączysz mi bajki w telewizji?
W pierwszej chwili Celina oburzyła się na tę bezpośredniość
ze strony malca. Ale pomyślała, że taki teraz jest świat i postanowiła dać
spokój.
- A to są cukierki? Bo u nas na święta jest dużo cukierków –
Kacper wstał z fotela i podszedł do stolika. Pani Celina najszybciej jak mogła
podjechała, zgarnęła tabletki na gazetę i wrzuciła do szuflady.
- Ale masz małą choinkę. U nas jest taka duża i z mrugającymi
lampkami. A w przedszkolu jest taaka wielka. I jeszcze mamy Pana Jezuska z
żłóbku przed przedszkolem.
- Jesteś może głodny?
- Nie. Zjadłem dużo rybki. A później jeszcze placek. Ale
prezentów nie dostałem od Gwiazdora bo babcia zachorowała i był pan doktor i
później ją zabrał do szpitala…
- Wiesz co? – przerwała mu Celina – Ja myślę, że Gwiazdor
jeszcze do ciebie przyjdzie. Jutro na pewno. A teraz mam taki pomysł: położysz się, przykryjemy cię
ciepłym kocykiem i opowiem ci długą bajkę. Jeżeli ci się nie spodoba to
włączymy telewizor. Dobrze?
Od godziny
patrzyła na śpiącego chłopca i rozmyślała. Dotąd była pewna, że jest tylko
nieprzydatnym ciężarem dla świata. Według planu miała od godziny leżeć martwa.
Co takiego się stało, że jej plan legł w gruzach? Nie miała pojęcia, że ktoś
może jej jeszcze potrzebować. Do czasu jak Kasia zadzwoniła do jej drzwi. Czy
to znaczy, że nie musi być skazana na samotne siedzenie w domu? Mimo swojej
ułomności. W końcu ręce ma zdrowe. Nie jest też taka całkiem niesamodzielna. Może
trzeba przewartościować swoje życie i przestać skupiać się tylko na sobie?
Zadzwonił telefon. To Maciek.
- Mamusiu! Chciałem ci życzyć wszystkiego co najlepsze.
Przepraszam, że ostatnio tak rzadko dzwoniłem ale załatwiałem kilka ważnych
spraw i dzisiaj już mogę ci wszystko opowiedzieć: wracamy do Polski! Chcieliśmy
ci zrobić niespodziankę.
- A co z twoją pracą?
- Wszystko w porządku. Awansowałem i mogę pracować zdalnie.
Adaś kończy szkołę i chce iść na studia w Polsce. Myślę, że latem będziemy już
z tobą i przyszłą Gwiazdkę spędzimy razem.
Dawno nie wylała tyle łez szczęścia. Odłożyła telefon i
zobaczyła, że mały chłopiec ją obserwuje.
- Dlaczego płaczesz?
- To z radości. Nie martw się.
- Wiesz, podobała mi się ta bajka. Opowiesz mi jeszcze jedną?
- Opowiem, ale tym razem wesołą. Dobrze?
- Dobrze… A będziesz moją drugą babcią? W przedszkolu dzieci
mają po dwie babcie a ja tylko jedną. Proszę, bądź moją babcią. Będziemy
chodzić na spacery. Chcesz?
- Ale ja nie mogę chodzić na spacery…
- Możesz jeździć. A to jeszcze lepiej. Ty się nie będziesz
męczyć bo ja będę pchał twój wózek. Mam dużo siły!
Po raz nie wiadomo, który tego dnia łzy poleciały z oczu pani
Celiny. Ale to już nie były słone łzy samotnej kobiety. To były słodkie łzy
radości kobiety, która czuła się najszczęśliwsza na świecie i była pewna, że
właśnie wydarzył się wigilijny cud.